Biegłam co tchu na stację, a łzy ciekły mi strumieniami po twarzy. Nie mogłam złapać oddechu, ale nie przejmowałam się tym. Nie liczyło się nic. Dobiegłam do kasy i zakupiłam bilet do Port Talbot. Ignorując ciekawskie spojrzenia ludzi udałam się do pustego przedziału. Na moje szczęście pociąg ruszył i już nikt nie miał szansy się dosiąść.
~***~
Stojąc pod domem mojej babci nie miałam pojęcia co zrobić. Zrezygnowana i zmęczona życiem wrzuciłam list pod drzwi i udałam się na plażę. Chciałam tam spędzić ostatnie chwile mojego życia. Poczuć się tak, jakby nic się nie wydarzyło.
Kochana Babciu!
Nie mogę już tak dłużej żyć, wybacz mi.
Mam nadzieje, ze zrozumiesz moją decyzje.
Niekochane i samotne dziecko w świecie zła, strachu, paniki.
Byłaś jedyną osobą która mi została.
Kocham cię.
Wiem, że śmierć mojego taty była dla ciebie równie bolesna jak dla mnie.
Żałuje tylko jednego.
Że to nie ja wtedy zginęłam.
O nic nie proszę, chce tylko powiedzieć dwa słowa.
Kocham i przepraszam
Hopeless
Znalazłam ustronne miejsce, gdzie nikt nie przychodził. Piękna zatoka, niestety pusta, samotna i zapomniana. Jak ja. Zdjęłam buty i zanurzyłam nogi w wodzie. Fale rozbijały się o moje nagie łydki. Jest jeszcze jedna osoba, z którą muszę się pożegnać, zobaczyć.
~Leo?
~Tak?
~Możemy... Się spotkać? Teraz?
~Jestes w Port Talbot?
~Tak. Błagam, przyjdź na plażę, do zatoki. Nazywa się Zatoką Samobójców.
Nic nie odpisał. Olał mnie. Nie chce mnie spotakać. Jednak w głębi mojej duszy miałam nadzieje, że jednak przyjdzie.
Gdzieś tam, w głębi serca znajduje się promyczek nadziei, że jednak przyjdzie. Mała nadzieja na wszystko ukryta poza horyzontami duszy. Zamknięta w małym pudełku, do którego klucz znajduje się poza horyzontem. W piątej, ciemnej odchłani, z której nikt go nie wydostanie. Gdy człowiek wrzuci w tą pustkę swoją nadzieję, umiera.
Wrzuciłam kartkę do morza patrząc, jak woda zmywa atrament, a po chwili na rozmoczonym papierze nie ma już nic. Zniknęło. Jak moje życie.
Czekałam na niego.
10...
20...
30...
40minut...
Nie przyjdzie. Ostatnia wiadomość.
~Przepraszam. Kocham cię.
Jak to jest czuć, że żyje się będąc martwym? Z uczuciem pustki i rozpaczy w sercu? Kiedy nie zostaje już nic? Po co komu takie życie? Jestem świadoma swojej decyzji. Nie chce już tak żyć. Jeżeli można to nazwać życiem. Nie czułam już bólu, strachu... Nie czułam nic.
~Człowiek który nie czuje już nic, może poczuć już tylko opuszczające go życie. Tylko to go uszczęśliwi. A czy to nie wspaniale poczuć szczęście tuż przed śmiercią? ~
Wyjęłam tabletki nasenne z plecaka, butlekę wódki i żyletki. Jak to skończyć, to raz a porządnie. Połknęłam wszystkie tabletki, popiłam alkoholem, a na koniec podcięłam sobie żyły. Czułam szczęście. Wreszcie będę szczęśliwa. Tylko tego pragnę. Samobójstwo to nie zawsze musi być coś strasznego. To często ostatnia deska ratunku do odzyskania upragnionej radości.
__________________________________________
Wracam, usunęła mi się notka... Fajnie...
Dobra, w skrócie.
Mamy trzy opcje!
1. Zawieszam bloga do skończenia pierwszego.
2. Rozdziały są raz na miesiąc, ale są krótkie i nie do końca dobre.
3. Usuwam bloga, a po zakończeniu pierwszego wracam z tą historią, ale rozdziały będą po poprawiane.
A! Zastanawiam się nad historią na wattpadzie.
Myślę, że mogłabym wrzucić tą historię albo pierwszego bloga...
Albo coś nowego i innego!
Ale nie wiem, czy wyrobie z blogiem...